3. ESKAPADA - relacja

JAK TO NA BIEGÓWKACH BYŁO
zamiast Orawy Koninki…

28 stycznia, sobota, godzina 6.30. W Krakowie śniegu brak, więc nic dziwnego, że jeszcze dzień wcześniej niektórzy uczestnicy upewniali się, czy aby na pewno dzisiaj będą biegówki…

Siódma z minutami wyjazd spod GOK-u i tu…, nooo tu już śnieg widać – tylko trochę – ale widać…

Kilka chwil później, przystanek Myślenice. Na Zarabiu wybieramy sprzęt – wybieramy to trochę za dużo powiedziane. Prawdę mówiąc, to są nam dobierane kolejne elementy niezbędne do „biegówkowania” – buty (o, jakie lekkie!), narty – próba wpięcia buta po raz pierwszy i przechodzimy test kartki papieru, i jeszcze kijki – takie żeby były „po pachy”. Sprzęt dobrany spakowany, kawa, albo rozlana, albo wypita, i ruszamy w dalszą drogę. Wydaje się, że jeżeli chodzi o śnieg, to wybraliśmy dobry kierunek – jest go coraz więcej.

Jedziemy „zakopianką”. Zjeżdżamy z niej w Lubniu i jedziemy do Mszany. W Mszanie skręt na Niedźwiedź i w Koninkach na parkingu koło wejścia do Gorczańskiego Parku Narodowego jesteśmy przed 9.00. No cóż, Panowie i Panie – czas się zbroić i gotować na nasze dzisiejsze wyzwanie!

Na ten sam parking przyjeżdżają narciarze zjazdowi. Oni w kaskach, spodniach, kurtkach i butach wyglądają, jak to ktoś z naszej grupy określił, jak ciężkozbrojni rycerze, którzy lada moment dosiądą swych pancernych rumaków. My przy nich wyglądamy jak lekka jazda, która ma dokonać za chwilę szybkiego rekonesansu w nieznanym terenie… Ich narty jak ciężkie, masywne kopie, nasze jak lekkie smukłe lance.

A śniegu tutaj na szczęście tyle, że starczy i dla nich, i dla nas.

Prawie gotowi ruszamy w nieznane – nasze biegówki to dla prawie wszystkich „pierwszy raz”.

Na komendę naszego instruktora Pawła zakładamy narty – poszło całkiem sprawnie… Stawiamy pierwsze kroki i przesuwamy się do przodu – no wydaje się, że nie taki diabeł straszny jak go malują –choć to może tylko miłe złego początki – zobaczymy, co z tego wyjdzie. Po kilkuset metrach schodzimy z głównego szlaku i obok, w śniegu zakładamy własny tor. Idziemy po śladzie – krótko, bo krótko, ale zrobiliśmy to! Kolejna sprawność narciarz biegowego wydaje się zdobyta…

Pierwsze rozwidlenie szlaku, większa przestrzeń – po tym, jak już nauczyliśmy się wpiąć, ruszyć i iść pora na kolejny stopień wtajemniczenia – hamowanie przy zjeździe z górki. Tu poznajemy 4 sposoby zatrzymania, czyli: wjazdem w kopny śnieg, pługiem, pół-pługiem i najpopularniejszy dla początkujących takich jak my, czyli „kontrolowany” upadek. Tak szczerze mówiąc, z tą kontrolą to różnie bywało, ale fakt, był to bardzo skuteczny sposób, chociaż zdarzało się, że też bardzo zaskakujący. Mimo minimalnego nachylenia i minimalnej prędkości nawet dla doświadczonych zjazdowców nie była to kaszka z mleczkiem. Na początku, przy nabieraniu prędkości każdy miał niewyobrażalne poczucie bezradności, ogromną bezsilność w oczach i myślał o wszystkim, tylko nie o tym, co przed chwilą mówił Paweł…

Wchodzimy w boczną odnogę, ta pętelka, szczególnie w tym kierunku, nie była przez Pawła na początku polecana (że wymagająca i dla doświadczonych biegaczy) jednak teraz o dziwo sam nas prowadzi w tę stronę… Po chwili wyjaśnia się, że chodzi o to, by spróbować jazd na dłuższym odcinku po nierozjeżdżonym śniegu. Każdy próbuje po kilka razy na różnych odcinkach i z różnym skutkiem… Po tych „szalonych zjazdach z zawrotną prędkością” był czas na kilka teoretycznych uwag dotyczących wstawania po upadku i zwrotu w poprzek stoku... Wstawanie – tak ta umiejętność się przydaje

.

Idziemy, wspinając się powoli, w kierunku, było nie było, Turbacza. Wspinamy się i myślimy cały czas „będziemy wracać”, czyli uwaga! Czytaj: trzeba będzie zjechać w dół…

Okoliczności przyrody przenoszą nas w inny świat. Tego śniegu zjazdowcy nie mają- on jest tylko dla nas! Naprawdę jest zimowo i pięknie. Malowniczy zakręt drogi – tu zarządzamy postój. Krótki popas, więc w ruch poszły kanapki, bułki, batoniki, herbata, woda i co kto miał. Każdy wcinał i chętnie dzielił się z innymi.

No i w końcu nastąpiła ta chwila – czas na powrót. Czyli moment, kiedy trzeba będzie zacząć zjeżdżać w dół…

… To jak komu szło, to już zostanie naszą słodką tajemnicą. Ale zadowolenie było ogromne i chęć na kolejne biegówkowe ESKAPADY chyba również.

… W Krakowie śniegu już nie było, w Mogilanach ledwo co, a my mamy w pamięci, białą, zaśnieżoną drogę, drzewa i tę atmosferę, która nam towarzyszyła przez cały dzień — nie tylko kijki i śnieg był po pachy…

Zapraszamy na kolejne ESKAPADY!!!