KRÓLOWA KRAKOWIAKÓW
- Szczegóły
- Utworzono: czwartek, 30, kwiecień 2020 18:02
Dzisiaj nad ranem odeszła Janina Kalicińska - KRÓLOWA KRAKOWIAKÓW, etnochoreograf, folklorysta, pedagog, tancerz i reżyser. Wybitna specjalistka z zakresu folkloru krakowskiego i prezentacji folkloru na scenie, ekspert Polskiej Sekcji CIOFF, juror, konsultant, członek komisji artystycznych przeglądów i festiwali. Laureatka wielu nagród i wyróżnień – Złoty Krzyż Zasługi, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, Srebrny Medal „Zasłużony Kulturze – Gloria Artis”, Nagroda im. Oskara Kolberga za zasługi dla kultury ludowej. Wykształciła całe pokolenia instruktorów i choreografów, dzieląc się z nimi swoją wiedzą i doświadczeniem. Od 1986 roku przez 22 lata była kierownikiem artystycznym Zespołu Regionalnego „Mogilanie”, a przez kolejne lata konsultantem. Często powtarzała, że dobry instruktor – choreograf powinien mieć zacięcie teatralne i pewną wrażliwość plastyczną. Praca instruktora nie polega tylko na wymyślaniu sekwencji kroków, które potem zespół sprawnie zrealizuje na scenie. Z jednej strony trzeba stworzyć scenariusz, który da pretekst do pokazania dawnej rzeczywistości, zwyczajów, obrzędów, które są bazą do tworzenia programów, a z drugiej osadzić w nim taniec, który zawsze tworzył się przy okazji jakiegoś działania. Trzeba stworzyć choreografię, która będzie ruchową ilustracją i interpretacją muzyki. „Tworzenie widowisk i taniec – jak mawiała Pani Janka – to nic innego jak ruchome malarstwo”.
Oto kilka faktów z bogatej biografii Pani Janki
Źródło : wydawnictwo z okazji Jubileuszu 30 - lecia Zespołu Regionalnego „Mogilanie”
Urodziła się 26 maja 1920 roku w Wierzchosławicach jako córka Adolfa i Ludmiły Kalicińskich – kierownika i nauczycielki z miejscowej szkoły. Miała czworo rodzeństwa: dwóch starszych braci – Tadeusza i Eugeniusza, oraz dwie młodsze siostry – Ludmiłę i Jadwigę. Jej rodzice byli nauczycielami i społecznikami, przez wiele lat w okresie międzywojennym oprócz nauczania w szkole organizowali kursy i szkolenia dla miejscowych chłopów. Wspólnie założyli i prowadzili amatorskie zespoły artystyczne. Walcząc z analfabetyzmem, uczyli pisać i czytać dorosłych. Pani Ludmiła organizowała także kursy haftu, szycia i gotowania dla kobiet wiejskich. Pan Adolf z kolei prowadził Koło Młodzieży Ludowej i Kasę Stefczyka. Po reformie uwłaszczeniowej organizował również szkolenia rolnicze dla miejscowej ludności, która zaczynała gospodarować na swoim.
Wśród wspomnień pani Janki z wczesnego dzieciństwa w Wierzchosławicach znalazł się między innymi pewien sierpniowy dzień w 1925 roku, kiedy w jej rodzinnej miejscowości świętowano ogólnopolskie dożynki. Były to dożynki szczególne, bo jako gość honorowy przybył na nie polski noblista, autor „Chłopów” – Władysław Stanisław Reymont. Dankowice - dożynki Drugie wspomnienie to czerwcowy poranek w dniu imienin pana Adolfa, kiedy miejscowi chłopi przyjechali na koniach z muzyką i pod oknami grali i śpiewali solenizantowi „Sto lat” oraz różne ludowe piosenki. Właśnie owa krakowska muzyka, która pojawiała się też przy wielu innych okazjach, odcisnęła swoje piętno na całym dorosłym życiu pani Janki. Zapadła w serce i na stałe znalazła w nim miejsce dla siebie. W domu rodziny Kalicińskich częstym gościem był Wincenty Witos, polityk, prezes PSL „Piast” i premier polskiego rządu. Mimo iż pan Adolf nie był członkiem żadnego stronnictwa ani partii politycznej, a jedynie sympatyzował z ludowcami, po zamachu majowym w 1926 roku został uznany za bliskiego współpracownika Witosa i w 1931 roku przymusowo przeniesiony do Dankowic koło Oświęcimia. Pani Ludmiła została z trójką córek z Wierzchosławicach. Dopiero po roku intensywnych starań mogła dołączyć do męża. W Dankowicach rodzina Kalicińskich mieszkała i pracowała aż do rozpoczęcia wojny. Podobnie jak w Wierzchosławicach państwo Kalicińscy dali się tutaj poznać jako społecznicy. Organizowali kursy, warsztaty, szkolenia, zakładali młodzieżowe amatorskie grupy artystyczne, z którymi wytrwale pracowali. Doceniając społeczną działalność rodziców pani Janiny w środowisku lokalnym, w 2004 roku szkole w Dankowicach nadano imię Ludmiły i Adolfa Kalicińskich.
Wierzchosławice - mama pani Janki Ludmiła z uczestnikami zajęć haftu i szycia
Taniec towarzyszył pani Jance od dzieciństwa. Pierwszego krakowiaka mała Jasia nauczyła się od taty. Największym przeżyciem dorastającej dziewczyny związanym z tańcem był występ baletu Feliksa Parnella w teatrze w Bielsku w 1936 roku. Po spektaklu wiedziała już, że to jest właśnie to, co chciałaby robić. Pani Ludmiła z pobłażaniem patrzyła na te młodzieńcze zakusy córki „Dziecko – mówiła – każda dziewczyna, która ma 15-16 lat, chce być aktorką albo tancerką. Przejdzie ci to”. Na szczęście nie przeszło.
Pani Jana do szkoły powszechnej uczęszczała w Dankowicach, a do gimnazjum w Bielsku-Białej. Studia rozpoczęła w 1938 roku w Katowicach – kierunek biologia. Niestety, ten etap edukacji musiała przerwać z powodu wybuchu II wojny światowej. Miesiąc przed rozpoczęciem wojny rodzina Kalicińskich przeżyła prywatną tragedię: po ciężkiej chorobie umarła Danusia – średnia córka. W obliczu zbliżającego się frontu rodzina Kalicińskich postanowił przenieść się na wschodnie tereny Rzeczypospolitej. W trakcie masowej ucieczki przez nadciągającymi od zachodu Niemcami do uciekinierów dotarła wieść o ataku wojsk sowieckich od wschodu. W związku z tym Kalicińscy postanowili wrócić do Dankowic.
Wiosną 1940 roku został aresztowany przez gestapo brat pani Janki – Eugeniusz. Z powodu zagrożenia aresztowaniem pan Adolf przez kilka dni ukrywał się w stróżówce rybnych stawów hodowlanych w Dankowicach, a potem wraz ze starszą córką – Janką wyjechał do Piotrkowic koło Tarnowa. Jakiś czas później objął stanowisko kierownika szkoły. Po roku pani Ludmiła z młodszą córką przyjechała do męża. Brat Eugeniusz szczęśliwie wrócił do domu w 1941 roku po półtorarocznym pobycie w trzech obozach koncentracyjnych.
Rodzina Kalicińskich: rodzice Ludmiła i Adolf, rodzeństwo: Tadeusz, Eugeniusz, Janina, Jadwiga, LudmiłaPo wojnie pani Janka wróciła do przerwanych studiów, a po ich zakończeniu podjęła pracę w szkole w Dankowicach, gdzie prowadziła dodatkowo drużynę harcerską i działała w ramach organizacji młodzieży wiejskiej „Wici”. O przeprowadzce do Krakowa zadecydował właściwie przypadek. Działając w kole „Wici” w Dankowicach, pani Janka przygotowała z młodzieżą program na ogólnopolski zlot „Wiciarzy” w Krakowie w 1947 roku. Prezentacje miały miejsce na krakowskich Błoniach. 6 tańców, która pani Janka przygotowała z dankowicką młodzieżą bardzo przypadło do gustu nie tylko widowni, ale również komisji oceniającej. Na koncercie galowym na scenie Teatru im. Juliusza Słowackiego grupa z Dankowic zatańczyła krakowiaka i mazura. Dla pani Janki finał zlotu „Wiciarzy” był nieoczekiwany. Kurator oświatowy zażądał od inspektora z Bielska, żeby przenieść panią Kalicińską do Krakowa, by tu zajmowała się tańcem ludowym w szkołach. W ten sposób w 1947 roku objęła stanowisko instruktora tańca w Wojewódzkim Ośrodku Metodycznym Kuratorium Okręgu Szkolnego w Krakowie.
Po przeprowadzce i różnych perypetiach związanych z wynajmowaniem pokoi przyszedł czas na szkolenia. Pierwsze, miesięczne, zostało zorganizowane przez Ministerstwo Oświaty. W trakcie jego trwania wraz z innymi przyszłymi instruktorami z całej Polski pani Janka uczyła się nie tylko tańczyć, ale przede wszystkim przegotowywać, opracowywać i reżyserować widowiska. Zajęcia prowadzili najlepsi choreografowie (m.in. Wanda Kaniorowa), reżyserzy i scenografowie (np. Iwo Gall). Kolejnym ważnym etapem edukacji pani Janiny związanym ze sztuką sceniczną było czteroletnie studium prowadzone przez Centralną Poradnię Amatorskiego Ruchu Artystycznego (CPARA). Był to swoisty uniwersytet tańca polskiego, choreografii, scenografii i reżyserii, w którym wykładali najlepsi specjaliści. Wśród absolwentów znalazło się wielu późniejszych wybitnych choreografów i instruktorów. W sposób szczególny spośród wykładowców Pani Janka zapamiętała panią profesor Jadwigę Mierzejewską, powszechnie uznawaną specjalistkę w zakresie teatru ludowego, polskich tańców narodowych i ludowych, a szczególnie krakowiaka – do którego upodobanie już wcześniej zagościło w sercu pani Janki. Po ukończeniu studium sześciokrotnie udało się jej współpracować z profesor Mierzejewską przy przygotowaniu programu Centralnych Dożynek.
W ramach swojej pracy pani Kalicińska prowadziła szkolne zespoły ludowe w Krakowie. W latach 60 pracowała jako kierownik sekcji tańca w Międzyszkolnym Ośrodku Pracy Pozaszkolnej w Krakowie oraz jako instruktor tańca z grupą młodzieży głuchoniemej w Zawodowej Szkole dla Głuchoniemych w Krakowie. Pomagała także zespołom w terenie. Pracy miała dużo. Przez dwa lata dojeżdżała nawet do zespołu w Opocznie. Na dłużej podjęła współpracę tylko z dwoma zespołami: w 1968 roku z Nauczycielskim Zespołem Pieśni Tańca „Krakowiacy Ziemi Brzeskiej z Brzeska i w 1986 roku z Zespołem Regionalnym „Mogilanie”. Jak przystało na królową krakowiaka, związała się z zespołami reprezentującymi oba regiony krakowskie: Krakowiaków Wschodnich i Zachodnich.
Od momentu, gdy pani Janka przyjęła rolę choreografa i kierownika artystycznego „Mogilan”, prawie przez ćwierć wieku jej zwykły tydzień wyglądał mniej więcej tak: w poniedziałek próba w Brzesku, a po próbie przejazd do Tarnowa, do siostry. W środę powrót do Krakowa, a w czwartek próba w Mogilanach. Potem weekend, czyli na ogół konsultacje, warsztaty, seminaria, praca w komisjach przeglądów lub festiwali. A potem znów poniedziałek – czyli Brzesko …
W swojej karierze zawodowej pani Janina wygłosiła wiele wykładów dotyczących krakowiaka, regionów krakowskich, reżyserii, przeprowadziła wiele warsztatów, ucząc krakowiaka kolejne pokolenia instruktorów. Przekazywała wiedzę zdobytą od najlepszych, ale tym cenniejszą, że wzbogaconą o własne, jakże bogate doświadczenie. To właśnie dzięki niej folklor taneczny Krakowiaków Wschodnich nie uległ zapomnieniu.
Szczęściarzem jest ten, kto mógł obserwować Ją przy pracy, współpracować z Nią i od Niej się uczyć, nie tylko wiedzy zawodowej, ale i mądrości życiowej, którą chętnie się dzieli.
Życie pani Janki, podobnie jak historia „Mogilan”, jest krakowiakiem malowane … I to jakże pięknie malowane!
Można by się zastanowić, w którym momencie artysta naciągnął płótno na ramę i zaczął snuć wizje nad nowym dziełem. Może zaczęło się od spektaklu w bielskim teatrze? A może wcześniej - od nauki krakowiaka pod okiem ojca? A może wtedy, gdy do ucha wpadła jej pierwsze melodia grana przez muzyków z Wierzchosławic? Wpadła do ucha i na stale zadomowiła się w sercu pani Janki. Nieważne, kiedy się to zaczęło – ważne, by trwało, by pamiętać o tym pięknym obrazie i by był on inspiracją dla innych.
Autor: Marek Harbaczewski