Mogielicka wieża prawie jak z baśniowej Narni …i konserwy rybne z Mszany
- Szczegóły
- Utworzono: środa, 23, listopad 2022 08:37
19 listopada, sobota rano - jest rześko. Temperatura powietrza spadła poniżej zera. O godz. 6:40 wjeżdżam na parking pod GOK-iem… Jest pusto i zimno. Nic dziwnego, bo kto przy zdrowych zmysłach wstaje przed 6.00 rano w dzień wolny i to na dodatek w taką pogodę? Po chwili jednak nie jestem już sam – na szczęście pojawiają się pierwsi uczestnicy.
Tym razem bez przygód na starcie, kilka minut po godz. 7.00 nasza ESKAPADA rusza w kierunku Beskidu Wyspowego.
Spodziewamy się śniegu, bo przecież nawet w Mogilanach tej nocy poprószyło. Na lód pod białym puchem podobno jest jeszcze za wcześnie. Oby tak było. W każdym razie na wszelki wypadek kijki i raczki zabrałem.
Do przełęczy marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego mamy około 60 km. Zakopianką jedziemy do Lubnia potem Mszana Dolna, Kasina, Jurków i już w zasadzie jesteśmy na miejscu. Od pierwszych świateł w Mszanie do Kasiny Wielkiej towarzyszą nam tory kolejowe. Tory jak tory – zawsze tu były i nikt się specjalnie nimi nie interesuje. Ale Paweł – nasz dzisiejszy przewodnik, zaczyna opowiadać ich historię. Ten fragment, który mijamy, jest częścią większej całości, a dokładnie Galicyjskiej Kolei Transwersalnej. Kolei, która miała stanowić alternatywę dla połączeń kolejowych Kraków – Lwów. To był trakt kolejowy przede wszystkim o przeznaczeniu militarnym – i jako taki sprawdził się w czasie I Wojny Światowej. Chodziło o zaopatrzenie wojska i transport rannych z frontu. Jego atutem było położenie. Celowo w większości swojego przebiegu poprowadzony został w górach – co znacznie ograniczało możliwości łatwego ataku przez Rosjan i ułatwiało potencjalną obronę. Cała trasa Galicyjskiej Kolei Transwersalnej liczyła 577 km i poprowadzona była z miejscowości Cadca (obecnie na Słowacji) przez Zwardoń i kolejne miejscowości: Żywiec, Sucha Beskidzka, Chabówka, Nowy Sącz, Stróża, Nowy Zagórz, Stryj (to już teraz na Ukrainie) przez Stanisławów do Husiatynia. Budowę rozpoczęto w 1882 roku, a zakończono w 1884, czyli zrobiono to w zaledwie w 2 lata – prawie 600 km!!! Patrząc na ówczesne możliwości techniczne i położenie trasy tempo budowy naprawdę imponujące. Szczególnie, jak porówna się je z tempem współczesnych budów, bądź nawet remontów niektórych dróg… Z jednej strony ta kolej w głównej mierze miała służyć celom militarnym, z drugiej znacznie przyczyniła się do rozwoju okolicznych miejscowości i całego regionu. Jedną z ciekawszych inwestycji, która powstała wówczas w Mszanie była fabryka konserw rybnych To właśnie dzięki m.in. tej „niepozornej” trasie kolejowej możliwy był transport ryb w chłodniach do Mszany, a po przetworzeniu i zapakowaniu ich do konserw, rozwożenie ich po całej monarchii austro – węgierskiej. Mszana Dolna – jako ważny ośrodek przetwórstwa rybnego – to jest coś!
Na przełęczy przekonujemy się, że tu zima postanowiła pokazać się mocniej niż w Mogilanach. Na polach leży śnieg, boczne drogi i parking pod powierzchnią białego puchu są delikatnie oblodzone. Już tu, na przełęczy, widać ośnieżone drzewa, ale nie wiadomo jeszcze, co czeka nas na szczycie. Chmury zazdrośnie chowają góry przed naszymi oczami. Dopinamy stuptuty, rozkładamy kijki, zakładamy kurtki. W międzyczasie odwiedza nas zgłodniała pies, a Paweł opowiada o tym, jak to oddziały Rydza-Śmigłego pokonały Rosjan w czasie jednej z lokalnych potyczek I Wojny Światowej. Dzięki drobnemu fortelowi przeszły w nocy niezauważone obok posterunków Rosjan, by móc później z zaskoczenia zaatakować wroga. Tak na dobrą sprawę to Rosjanie słyszeli przechodzących żołnierzy, ale przez to, że posługiwali się oni biegle i głośno rosyjskim (w wersji nieparlamentarnej) nie podejrzewali, by mógłby to być ktoś inny niż ich pobratymcy.
Czas ruszać na szlak. Początek jest dość śliski. Ale po chwili jest już więcej nieudeptanego śniegu, więc idzie się lepiej. Zresztą po niedługim czasie nogi same przyzwyczajają się do „niestabilnego” podłoża. Przekraczamy granicę lasu i powoli, mimo iż to zbocza Mogielicy czujemy się jak rodzeństwo Pevensie wchodzące przez starą szafę do baśniowej Narni. Śniegu i szadzi jest coraz więcej — biel otula nas i wszystko dookoła. Wyjście na szczyt nie zajmuje nam zbyt długo, ale po drodze jest kilka postoi okraszonych rozmowami o turystyce narciarskiej, ciekawostkami przyrodniczymi i wspólnym zdjęciem. Wchodzimy na szczyt i tam czeka na nas najnowsza wieża widokowa Beskidu. Na podeście widokowym – około 25 m ponad szczytem wzmacniamy się przyniesionym prowiantem. Wpatrujemy się w biel, starając się dostrzec coś więcej, niż tylko zamazane przez mgły kontury okolicznych gór. Widoczność niespecjalna. Jednak to, co widzimy, też robi wrażenie. Zima jak się patrzy!
Mogielica ma 1170 m n. p. m. jest najwyższym szczytem Beskidu Wyspowego – czyli należy do tzw. Korony Gór Polski. Jej nazwa kojarzy się z mogiłą, a związana jest z dawnymi wierzeniami, kiedy to osoby zmarłe tragicznie — nagła nieznana choroba „postradanie zmysłów”, samobójstwo — uznawane były za potępione. Ich dusze nie mogły odejść z tego świata. Istniało przekonanie, że mogą wejść na nowo w swoje ziemskie ciało i chcieć wrócić do domu, by nękać rodzinę. Dlatego ciała takich osób wywożono poza granice wsi i tam razem z wozem porzucano, żeby potępiona dusza nigdy nie znalazła drogi do wsi. Mogielica była idealnym miejscem na tego typu praktyki, ponieważ leży na granicy 3 miejscowości — tak więc zbłąkanej duszy ciężko by było odnaleźć drogę do domu. Mało tego, Mogielica była też uważana za jedno z miejsc spotkań czarownic i zbójników, którzy na kamiennych stołach dzielili miedzy sobą zbójeckie łupy, a czarownice ostrzyły na nich swoje szpony. Po takich opowieściach szadź na mogielnickich drzewach, skrzypienie platformy widokowej i słaba widoczność zmieniła bajkową Narnię w świat za Murem z opowieści Georga R. R. Martina. …i tak generalnie ciut zimniej się zrobiło…
Po krótkim odpoczynku ruszamy żółtym szlakiem w dół. Mijamy kilka polan – jedna ze starym sadem. Niesamowite miejsce, z którego widać szczyt z wieżą widokową. Dwukrotnie przekraczamy strumień w bród i już jesteśmy koło naszego busika. Przed 14 jesteśmy z powrotem w Mogilanach.
Druga ESKAPADA za nami. Pojechaliśmy zobaczyć najnowszą wieżę widokową w Beskidach, a wyszło na to, że przy okazji przywitaliśmy się z prawdziwą zimą. Nowe doświadczenie, ale jak najbardziej pozytywne! I co by nie mówić -w górach jest zawsze pogoda – tylko na każdą trzeba się odpowiednio przygotować…
Kolejna ESKAPADA już w nowym roku. Termin i cel kolejnej wyprawy ogłosimy na początku stycznia – serdecznie zapraszamy.
Winter is coming…
Marek Harbaczewski